poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Rozdział 1

Na Baker Street 221b panował spokój.Sherlock czytał książkę,a John sprawdzał coś w internecie.
Nagle telefon Sherlocka zamrugał.
Sherlock sięgnął po niego.No tak.Kolejny SMS od Mycrofta : "Zaraz u ciebie będę,więc lepiej posprzątaj".
Sherlock rozejrzał się po pokoju.Oprócz kilku rzeczy leżących na ziemi oraz stercie rzeczy na kanapie nie było nic do sprzątania,a przynajmniej według Sherlocka.
-O co chodzi?-Spytał John.
-Znowu Mycroft...
-O co mu chodzi?Przecież ostatnio przyjeżdża do ciebie prawie codziennie...
-Wiesz...Musiał pozałatwiać ostatnio kilka spraw...-Po części była to prawda.Mycroft tydzień temu wrócił z Chicago z USA.Wyjechał tam na 3
tygodnie w sprawach służbowych.
Wypowiedź Sherlocka przerwał odgłos pukania.John,widząc,że Sherlock nie zamierza otworzyć drzwi,sam poszedł to zrobić.
Mycroft wszedł do mieszkania i przez przypadek prawie potknął się o leżące na podłodze buty.
-Witaj,Sherlocku.-Przywitał się i spojrzał na Johna.-Możesz zostawić nas na chwilę samych?
-Właśnie miałem iść na zakupy.-Powiedział John.Założył kurtkę i buty i wyszedł z mieszkania.
Gdy drzwi się zamknęły,Sherlock odłożył gazetę i spojrzał na brata.
-To co masz mi nowego do powiedzenia?Bo zapewne nic.-Powiedział obojętnym tonem.
-Sherlocku,to jest poważna sprawa!Wiem co się dzieje na świecie.-Ściszył głos.-Byłem w Chicago.Gdyby nie to,że mamy tam kilku ludzi,to nie poznałbym Łowców Niezgodnych...w Anglii też są zabójcy,którzy potrafią wytropić każdego Niezgodnego...Będziesz miał problem,jeśli ktoś się dowie...
-To czemu nic z tym nie zrobisz?Z tym systemem?On tylko niszczy ludzi...
-Dobrze wiesz,że nie mogę z tym nic zrobić.Poza tym,ten system dobrze działa,tylko czasami jest źle ukierunkowany.
Sherlock wstał z fotela i wyjrzał przez okno.
Na dworze było ciemno i szaro.Z nieba zaczęły lecieć drobne kropelki wody.Ulicą szła jakaś kobieta ubrana w pomarańczową spódnicę i żółtą bluzkę (Serdeczność) i jakiś facet w niebieskim garniturze,wyciągający parasol (Erudycja).Sherlock próbował sobie wyobrazić,jakby to było bez podziałów.Bez frakcji.Gdyby wszyscy ludzie ubierali się jak chcą,gdyby nie byliby podzieleni na frakcje.Zjednoczeni.
Widocznie jego wyobraźnia była zbyt słaba,bo nie potrafił.


John wracał do domu z siatką z chlebem i ciastkami,bo tylko tego dzisiaj brakowało.Zawsze,jak przyjeżdżał Mycroft,John miał dużo czasu,żeby zadbać o to,by wszystko było kupione.Tak...jak Mycroft będzie ich tak często odwiedzał,to już nie będą musieli chodzić na zakupy o innych porach.
Nagle jego wzrok przyciągnął siedzący na ulucy,bezdomny bezfrakcyjny.Miał podarte,stare ubrania altruzimu.Kiedyś widocznie był altruistą,do czasu testów przynalżności.Bezfrakcyjni nie mieli pracy i domu.Oto,jak wynik testu może wpłynąć na życie.
Człowiek spojrzał się na niego,ale widząc czarne ubranie,znak nieustraszoności,spuścił wzrok.
John wiedział,że tylko altruiści mogą dawać jedzenie bezfrakcyjnym,Mimo to John rozejrzał się dookoła,a gdy zobaczył,że nikogo nie było,podszedł do siedzącego na ziemi mężczyzny i dał mu siatkę z zakupami.
-Ekhm...no...proszę.-Wydukał tylko.Nie powinien nic mu dawać,ale jego altruistyczna natura nie pozwalała na to.
Człowiek spojrzał di siatki,a kiedy zobaczył jedzenie,w jego oczach pojawiły się łzy wzruszenia.
Gdy John chciał już iść,nieznajomy się odezwał.
-Dziękuję.Mało jest już takich dobrych ludzi jak pan...
Były żołnierz uśmiechnął się i poszedł przed siebie.
Tak,mało osób jest już takich jak on.Niejednoznacznych.Niesystemowych.
Niezgodnych.


Valencia,w Hiszpanii:

-Por qué quieres tener... (Dlaczego chcesz mieć...)-zapytał,trochę zdziwionym głosem,jednak wyraz twarzy miał obojętny.
-¿Esto? (to?)-w jego dłoni znajdował się mały kamień,lekko odbijający i tak mało widocznego słońca.
-Si.¿Por que?Esto es normal... (Tak.Dlaczego?To jest zwykła...)
-¿Normal cosa?No...esto es mi...esto es sentido de mi vida.Yo tengo esto y no puedo esto perder. (Normalna rzecz?Nie...to jest mój...to jest sens mojego życia.Mam to i nie mogę tego stracić.)-mówił to wszystko z takim przejęciem.Jego towarzysz widocznie nie zrozumiał.-Ech...no entiendes,Pero no importa...esto puede cambio el mundo.Pronto entiende.(Ech...nie rozumiesz.Ale nie ważne...to może zmienić cały świat.Wkrótce zrozumiesz.).
Cały świat zrozumie.Ale wtedy będzie już za późno.Dla nich wszystkich.



piątek, 19 czerwca 2015

Prolog

Londyn,12 czerwca

W stołówce jednej ze szkół w Londynie panował gwar.Ludzie kręcili się między stołami,niektórzy z nerwów,niektórzy po prostu szli po coś do jedzenia,a niektórzy próbowali dosiąść się do stolików swoich przyjaciół.
Już za niecałą godzinę miały odbyć się testy przynależności.Wszyscy byli spięci i nerwowi,ale również podekscytowani.To już dziś.Głośne rozmowy zagłuszały wszystko,nawet dźwięk tłuczącego się szkła,ponieważ komuś spadł talerz.
Ze wszystkich 16 latków tylko Sherlock Holmes siedział sam i czytał książkę.Prawdę mówiąc bardziej obchodziły go losy bohaterów książki Juliusza Verne'a niż te testy.
"Frakcje to tylko polityka,a ja się do niej nie chcę mieszać." myślał zazwyczaj,gdy jego starszy brat, Mycroft mówił mu o frakcjach i tłumaczył,na czym one polegają.Mają utrzymać porządek na świecie?Nie ma być chaosu?
Największy chaos panuje właśnie w tej stołówce i to wszystko przez frakcje.Sherlock dziwił się,dlaczego nikt jeszcze nie skacze po stołach.
Frakcje w sumie są po nic.Po 10 tygodniowym nowicjacie wracasz do domu.Mieszkasz z rodziną,jak gdyby nigdy nic.Ale pewnie ciężko żyje się ze świadomością,że matka i ojciec są w prawości,a ty...w sumie Mycroft też był w prawości.A Sherlock?Nawet nie wiedział,co wybierze.Chciał nie wybierać.Ale musiał.
Czas do testów płynął nieubłagalnie.A on był dopiero na środku książki.
Gdy zadzwonił dzwonek,wszyscy nagle ucichli.Ledwo dało słychać się szepty,a Sherlock schował "Podróż do wnętrza ziemi".Właśnie tam teraz miał ochotę się znaleźć-we wnętrzu ziemi.
Na środek sali wyszła dyrektorka szkoły i stanęła przy drzwiach.
-Moi drodzy!-Zaczęła przemówienie,ale w tym momencie Holmes przestał jej słuchać.Wolał pomyśleć o wakacjach,które będą się już niedługo.Może gdzieś pojedzie z rodziną...Ale może sobie tylko pomarzyć.Głupi nowicjat!
Teraz słuchał dyrektorki,ale tylko dlatego,że tłumaczyła,co mają robić.Iść za administratorami jak wyczytają nazwisko."Takie trudne,że nie wiem,czy sobie z tym poradzę..." pomyślał Sherlock ironicznie.
Na salę wszedł pierwszy administrator i zaczął czytać pierwsze nazwiska.
I tak Sherlock musiał czekać,aż "łaskawie" wywołąją jego nazwisko.
No i wreszcie się doczekał.

Pomieszczenie nie było duże,ale też nie za małe.Na jego środku stał rozkładany fotel,a obok niego siedział...co?
-Mycroft?!
Dwudziestoparoletni Mycroft uśmiechnął się do brata.
-Cześć bracie!-Powiedział.
-Co ty tu robisz?-Spytał Sherlock,ale dobrze wiedział.Naprawdę Mycroft ma przeprowadzać testy przynależności?
-Zgłosiłem się jako ochotnik na administratora...
-Jak widać naprawdę ci się musi nudzić w tym urzędzie.
Mycroft spoważniał.Mimo swojego młodego wieku pracował już w urzędzie stanu cywilnego.W przyszłości chciał zostać politykiem,dlatego zawsze marzył,żeby dostać się do prawości,bo ludzie z prawości mają większe szanse na dołączenie do ich społeczności,a przynajmniej tak jest w Anglii.No i marzenie się spełniło.
-Wziąłem sobie urlop.
-Dobra,przestańmy gadać,bo jeszcze skończy się na kłótni i w końcu nie przeprowadzisz tego testu.
Sherlock usiadł na fotelu,a Mycroft zaczął mu podłączać elektrody do czoła,a potem podał mu małą buteleczkę,która była trochę podobna do próbówki.Sherlock uwielbiał lekcje chemii,był prawie najlepszy w klasie.
-Wypij to.
Sherlock bez słowa wypił przezroczysty płyn.
-Boisz się?-Spytał jego starszy brat.Sherlock zamknął oczy.Podejrzewał,że po tej miksturze szybko zaśnie,bo robił się już senny.
"Nie,nie boję się.Czy wyglądam,jakbym się bał?"
-Nie...-zdążył tylko wydusić i zasnął.

A może nie zasnął.Nie wiadomo jakim cudem znalazł się w stołówce pełnej luster.Nie było tam nikogo.Na jednym ze stołów leżał nóż i kawałek sera.
-Wybieraj.-Powiedział jakiś głos.
-Kim jesteś?
-Wybieraj.
Po tonie głosu Sherlock wywnioskował,że raczej ten ktoś nic innego nie powie.
Chłopak sięgnął po nóż,a ser momentalnie zniknął.
Po pomieszczeniu przebiegł dźwięk warczenia.Przed Sherlockiem stał pies,duży,wyglądał jak wielki wilk.Pokazywał białe,ostre kły.
Sherlock z trudem wyciągnął przed siebie nóż.Gdy tylko patrzył na jakiegoś psa,od razu przypominał mu Rudobrodego,psa Sherlocka,który niestety musiał zostać uśpiony.Sherlock miał wtedy 9 lat,ale cały czas tęsknił za pupilem.
Otrząsnął się ze wspomnień,kiedy pies głośno zawarczał i zaczął zbliżać się w jego stronę.Nie wiadomo,co by się stało,gdyby nie mała dziewczynka,którą zobaczył w kącie.
-Piesek!-Krzyknęła i zaczęła biec w jego stronę.
-Stój!-Krzyknął Sherlock,ale widocznie dziewczynka była tak zafascynowana psem,że go nie usłyszała.
-Padnij na podłogę!Nie ruszaj się!-Sherlock czuł się po prostu niewidzialny.Ona go nie słyszała.
Wielkie bydle zaczęło biec w jej stronę.
Sherlock nie zdążyłby już pobiec za psem i go zadźgać nożem.Musiał pokonać strach i go zabić z odległości.Rzucić w niego nożem.
Wycelował i nóż poleciał prosto w zwierzę.Przed oczyma ma nadal Rudobrodego.Łza spłynęła mu po policzku,gdy nagle sceneria się zmieniła.Stał teraz w autobusie,który był cały pusty.Jedynie na jednym z siedzeń siedział jakiś mężczyzna i czytał gazetę.Na pierwszej stronie był tytuł: "Groźny morderca wreszcie schwytany!",a pod tytułem było zdjęcie kogoś,kogo Sherlock skądś znał,ale nie pamiętał skąd.
Mężczyzna spojrzał na niego.
-Znasz tego mężczyznę?-Zapytał.
-A co panu do tego?
-Znasz?
-I tak go już schwytali...
-Znasz?
Sherlock normalnie powiedziałby,ale coś mu mówiło,żeby tego nie robił.Mimo wszystko znał go skądś...
-Tak.-Odpowiedział.-Znam go.
W tym momencie obraz rozmazał mu się przed oczyma.Miał wrażenie,że zaraz straci przytomność.Zamknął na chwilę oczy,a kiedy je otworzył,zobaczył przed sobą tylko sufit.Był w sali testów.
Zobaczył jak Mycroft odłącza mu elektrody z czoła.Jest przy tym bardzo zdenerwowany.Może za bardzo przejął się testem przynależności?
-Boisz się,że być może nie jestem prawy?Że nie powinienem należeć do Prawości?-Spytał.Pewnie bratu zależało,żeby Sherlock był taki jak jego rodzice i brat i dołączył do prawości?
-Żeby tylko...-mruknął Mycroft i odezwał się do Sherlocka:
-Słuchaj...test nie wykazał odpowiedzi...to znaczy wykazał,ale...nie ma jednej odpowiedzi.Jesteś inteligentny,instruowałeś dziewczynę,jak ma postępować z psem i próbowałeś sprytnie wyminąć odpowiedź...ale wziąłeś ze stołu nóż zamiast sera i zabiłeś tego psa...no i odpowiedziałeś na pytanie,a tylko prawy by tak odpowiedział...
-Mówisz tak,bo jestem twoim bratem?
-Mówię ci to co pokazał komputer.Sherlock,ty jesteś Niezgodny...
Sherlock słyszał o Niezgodnych.Ludzie mówili,że niszczą społeczeństwo i zagrażają frakcją.
-Wpiszę do komputera Erudycja jako wynik testu...ale nie możesz nikomu mówić o prawdziwych wynikach testu,zrozumiałeś?
Sherlock wolno pokiwał głową prawie nie orientując się,o co chodzi.To tylko głupi wynik testu.Może i tak wybierze Prawość na Krwawej Ceremonii.
-Idź już...-Powiedział Mycroft,a Sherlock posłusznie wyszedł.Ledwo docierało do niego to co się przed chwilą wydarzyło.



Krwawa Ceremonia-to już dzisiaj.
Wszyscy siadali na krzesłach w olbrzymiej sali przypominającej trochę salę wykładową.Ci co mieli przejść ceremonię siadali w pierwszych rzędach.
Trzeba było czekać na przywódcę Erudycji,bo musiał jeszcze wygłosić mowę.
Kiedy już wszedł,zaczął nudno (według Sherlocka) gadać o jakichś bzdurach i wyczytywać nazwiska.Osoby kolejno podchodziły do marmurowego stolika,na którym było 5 mis: z żarzącym się węglem,symbolizującym Nieustraszoność,z kamieniami,symbolizującymi Altruizm,z wodą symbolizującą Erudycję,ze szkłem symbolizującym Prawość oraz z ziemią symbolizującą Serdeczność,a potem nacinają sobie rękę sztyletem i unoszą rękę nad wybraną misą,żeby chociaż kropla krwi wlała się tam,gdzie chcą iść.
W końcu nadeszła kolej Sherlocka.Idąc w stronę stołu czuł na sobie spojrzenia kilkuset ludzi,ale nie przejmował się tym zbytnio.Podszedł do stolika,wziął sztylet i lekko przeciął wnętrze dłoni.Od jakiegoś czasu wiedział,gdzie chce trafić.Jego dar mistrzowskiej dedukcji widział każdy.Poza tym on sam uwielbiał dedukować.Dobrze wie,gdzie ma iść,chociaż jest to wybór na całe życie.
Podszedł do misy Erudycji,a kilka kropel krwi spadło do wody.To jest jego frakcja.